Szkolenie z trójboju z Sebastianem Kotem i Grzegorzem Wałgą

Jeśli ktoś chce być dobrym trenerem, musi się stale rozwijać, edukować, czytać oraz brać udział (lub jeśli ma wiedzę i doświadczenie, również prowadzić) w szkoleniach. Trener CrossFit ma jeszcze ciężej, gdyż musi być wszechstronny, a więc ogarniać gimnastykę, weightlifting, powerlifting, ketle, programowanie i wiele innych elementów. Przynajmniej tyle w kwestii merytorycznej, bo ważne (a może ważniejsze) jest też, jakim jest człowiekiem oraz jakie ma podejście jako nauczyciel. Ale nie o tym dzisiaj. Lista szkoleń, jakie są nam oferowane, jest naprawdę długa. Trzeba się więc dobrze zastanowić, które wybrać. Szukając kogoś związanego z ciężarami, natknąłem się na Sebastiana Kota i jest to facet niezwiązany z CrossFitem (Strength Wars nie nazwałbym crossem 😛 ). Dla mnie to była zaleta. Szybkie rozeznanie i postanowiłem zaprosić go do CrossFit Reymonta.

Seba przyjechał razem z Wagonem, czyli Grzegorzem Wałgą. Dodatkowo pomagał im Kamil Warżała. Tak więc udało mi się ściągnąć 3 specjalistów od dźwigania ciężarów – przysiad tylni, martwy ciąg oraz wyciskanie na ławce płaskiej. Nie ukrywam, że ten ostatni element nie interesował mnie zbyt mocno, aczkolwiek dwa pierwsze są nieodłącznym elementem w treningu każdego crossfitera. Tak więc byłem ciekaw, czy potrafię dobrze siąść oraz podnieść sztangę.

Gdy ktoś „bawi’ się ciężarami przez kilka lat, podłapuje niuanse od profesjonalistów, zwraca uwagę na szczegóły czyta oraz interesuje się mechaniką ruchu i wie, na czym polegają te elementy. Przede wszystkim myśli i nie podąża ślepo za % na rozpisce ściągniętej z poleconej przez kolegę stronki. Przyznam nieskromnie, że w pewnym stopniu uważam się za takiego człowieka i czasem obserwując, ludzi kaleczących się fatalnymi ciągami czy siadami, kręcę głową i myślę sobie:

„Dlaczego ludzie robią sobie krzywdę? Dlaczego nie spytają trenera/instruktora, jak wygląda dobry martwy ciąg? Dlaczego nie zapiszą się zwyczajnie na cross’a, nie po to żeby ćwiczyć na wysokiej intensywności, ale w celu poznania podstaw choćby w ciągu 2-3 miesięcy?”

Seba, Grzesiek oraz Kamil zweryfikowali to, co potrafiłem do tej pory. A właściwie, czego nie potrafiłem, co robiłem źle lub mógłbym wykonać lepiej. Kurs trwał jeden dzień. Temat trójboju został wyczerpany w 50%. Była to pierwsza część – praktyczna. Omówione zostało wszystko – od ustawienia stóp, poprzez chwyt kończąc na analizie całego ruchu. Nie powiem, żeby wszystko było dla mnie nowością, ale wyciągnąłem kilka przydatnych informacji, jak ustawienie łopatki w depresji (co ciekawe zacząłem nad tym pracować przy rwaniach i ciężar jakby łatwiej idzie), oddychanie przeponowe czy odpowiedni „start” w martwym ciągu. Poza tym szkolenie poprowadzili praktycy-zawodnicy, a więc faceci, którzy wiedzę przenoszą na pomost, podnoszą duże ciężary i to w pięknym stylu. Dla mnie to ważne. Nie przepadam z „profesorami”, którzy sami trenują rekreacyjnie chodząc 2 razy w tygodniu na basen. Sam Sebastian powiedział:

Mam 32 lata i cały czas progresuję.

Jak wspomniałem temat trójboju został omówiony w 50%. Ta część była przeznaczona przede wszystkim dla tych którzy chcieli się nauczyć poprawnego wykonania ćwiczeń, choć osoby doświadczone również wyciągnęły coś dla siebie. Zwłaszcza, gdy pytali. Pozostałe 50% to odpowiednie programowanie treningu. Jak się dowiedziałem, nie sztuką jest trzymać się planu rozpisanego pod procenty, ale diagnoza braków, skupienie się nad ich wyeliminowaniem, a dopiero na koniec dokładanie ciężarów. Bez tego prędzej czy później się rozwalimy.

Jeśli będziecie mieć kiedyś okazję wpaść na szkolenie Seby i Wagona, gorąco polecam. Jeśli tylko będzie okazja, z chęcią wybiorę się na drugą część dotyczącą programowania.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *